Niedziela 11

(Mk 1, 40-45)

Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: «Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić ». A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: «Bacz, abyś nikomu nic nie mówił, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich». Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

 

Mogę być jak trędowaty – cierpiący, osamotniony, odsunięty od innych… czy jednak wtedy znajdę siłę, aby nie obwiniać… czy będę jak ten trędowaty z ewangelii – upadnę przed Jezusem na kolana, zawierzę Mu swoje życie i wykrzeszę siłę, aby prosić „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić…”. Czy mam siłę, by wierzyć, że w każdym życiu jest trochę innych żyć., bo nic co się zadziało, nie pojawiło się w próżni, tak samo jak nic nie dzieje się przez przypadek. Czy potrafię wierzyć, gdy gaśnie płomień życia małego dziecka, że rozpalił się on po to, aby pokazać tym co znaleźli się w jego świetle, że ważna jest miłość, a nie to co doczesne. Czy potrafię wierzyć w ciemności, gdy płomień zgasł…

Ja – jak trędowaty czekam w ciemnościach wschodu słońca…

…pełen niepokoju i wątpliwości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *