Mk 6, 7-13
Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien». I mówił do nich: «Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich». Oni więc wyszli i wzywali do nawracania się. Wyrzucali też wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.
Kolejna Ewangelia, która nasuwa myśli o wielu kontrastach, sprzecznościach w chrześcijaństwie… miłość i bezkompromisowość, miłość i pogarda… tylko czerń i biel i… opowieść o jawnogrzesznicy… kto jest bez grzechu, niech weźmie kamień i rzuci pierwszy. Ktoś kiedyś powiedział, że chrześcijańskie nadstawianie drugiego policzka, w strefę wyrównywania krzywd, wniosło podkreślenie wyższości przyjmującego uderzenie, wniosło pogardę dla bijącego. Tak jak pogardę odczytać można ze słów „Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich”
Tylko czerń i biel…
Gdzie jest miłość…