(J 10, 11-18)
Jezus powiedział:
«Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; najemnik ucieka, dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej zagrody. I te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca».
Mam moc je oddać [Życie moje oddaję za owce] i mam moc je znów odzyskać.
Gdybym miał moc, aby odzyskać życie swoje byłbym Bogiem. Myślę, że nawet Jezus, sam z siebie nie miał mocy odzyskiwania życia, był narzędziem w rękach Ojca. Jesteśmy narzędziem w rękach Boga. Żyjemy ułudą wolności. Spełniamy Boski plan…
Dziś niedziela powołań i z ambony usłyszeliśmy – używając kolokwializmu… jeszcze się taki nie urodził… i prawda, że na świeczniku żyje się ciężko, że zwłaszcza dziś, wszyscy szybko wyłapują potknięcia i wszystko to, czym można zdeprecjonować drugiego. Dlatego stanowiąc jakąś całość, jesteśmy współodpowiedzialni i powinniśmy umieć przeprosić również za nie swoje winy. A Jezus powiedział „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci … kamieniem”. Może ja też nie mam prawa do tych słów, bo bez grzech nie jestem, na pewno…
W czasie kazania ksiądz z ambony zacytował ks. M. Malińskiego, a ja zamiast tamtych słów znalazłem coś takiego:
„Żyjemy w półtonach, w półcieniach, w szarościach. Dobre czyny nakładają się na wątpliwej wartości intencje, z jasnymi zamiarami łączą się fałszywe podteksty, ostrożność rozmazuje się w tchórzostwo, poświęcenie w wyrachowanie, roztropność w spryt, prawdomówność w obmowę, odpoczynek w lenistwo, oszczędność w skąpstwo, szczerość w brutalność, sprawiedliwość w okrucieństwo. I niepostrzeżenie, coraz głębiej przesuwa się granica cienia, coraz bardziej szarzeją barwy, zatracamy poczucie zła; dopiero gdy się stanie, uświadamiamy sobie, że to zło, że to od dawna już było zło.
Aż przejdzie obok nas jakiś wielki dobry czyn — jakaś miłość — światło — w którym ujrzymy wszystkie barwy w całym natężeniu i zawstydzimy się naszej szarości…”
Sława zburzyły moje myśli…